TA STRONA WYKORZYSTUJE PLIKI COOKIE zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki.
Więcej informacji o celu ich wykorzystania i możliwości zmiany ustawień cookie znajdziesz w naszej Polityce prywatności.
Nie pokazuj więcej tego komunikatu
Etiopia, cz. III



Z Lalibeli do Woldi
Szyba w autobusie jest zapaćkana błotem i opieczętowana naklejkami z podobiznami Marleya, Haile Selassie i Matki Boskiej. Wschodzące słońce ledwo przebija się przez szkło. Mam miejsce z przodu, koło kierowcy - dobre aby robić zdjęcia. Kurz i pył. Budzę się i zasypiam - kolejne wioski są jak urywki z dobrego, przygodowego filmu. Po pięciu godzinach jazdy po wertepach wysiadam w Woldi. Klasyczne opędzanie się od natrętów na stacji dworca. Idę dobry kilometr do rozwidlenia dróg. Jezdnia jest w remoncie. Chińscy inżynierowie w koszulkach polo wciśniętych w spodnie podciągnięte pod same cyce, w okularach słonecznych i z nieodłącznym papierosem nadzorują etiopskich robotników. Chiny Ludowe budują w Afryce. Taki obrazek można zobaczyć w wielu krajach kontynentu. Przy stacji Shella łapię okazję - do Mekele jadę jako pasażer ogromnego tira. Mój kierowca – Gebre, jest z Debre Berhan (100 km od Addis). Częstuje mnie pomarańczami, potem zatrzymujemy się jeszcze na obiad. Wioski, stada baranów, dzieciaki machające w naszym kierunku, na przemian asfalt z dziurawą, kamienistą jezdnią. Z górki i pod górkę. Na godzinę przed Mekele łapiemy gumę. Znów przystanek. Kawa, podglądanie lokalnego życia, które toczy się wzdłuż drogi. No i w końcu Mekele.


Mekele i Wukro
Pierwsze miasto gdzie nie prześladują człowieka. Można spokojnie chodzić po ulicach. A miasto przyjemne. Śniadanie w postaci płatków kukurydzianych na gorącym mleku. Wkrajam banana. Kawa i sok. Na wielkim TV oglądam newsy ze świata - Mumbai, bomby, cholera w Zimbabwe, krach, Obama z uśmiechem na twarzy ale i zatroskanym czołem przemawia do ludzi - wygląda na to, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku - w dół i dół. Wukro to dziura ale sympatyczna. Lokalny autobus przywiózł mnie tutaj z Mekele. To tylko godzina drogi. Postanawiam spędzić tu noc. Luwam Hotel - bez robali i tani. Zostawiam parę zbędnych rzeczy - zabieram tylko wodę, orzeszki, banany i aparaty z filmami. Trzeba poszukać transportu do Megab, choć w niedzielę nie będzie to łatwe. Na odcinku pomiędzy Wukro a Megab można naliczyć około 120 kościołów. Rożnią się one od tych w Lalibeli - zostały zbudowane w górach, w jaskiniach, na skalistych występach, ukryte w przepastnych dolinach, schowane przed wzrokiem tych, co mogliby mieć złe zamiary. Bez wynajętego samochodu można spędzić całe dnie szukając tych budowli. Jako że nie jestem zbyt religijny mam jeden cel - Abune Yemata. Wyszedłem za miasto, na drogę prowadzącą do Megab. Siedziałem pod drzewem dwie godziny. Nic z tego. Zero okazji. Wróciłem więc na dworzec autobusowy aby wynająć busika. Ciężkie targowanie. Z 80 dolarów za dzień zszedłem do 50. Po drodze kupujemy wodę i chat - kierowca musi mieć liście do żucia. Ja po raz pierwszy próbuję tego narkotyku. W Etiopii jest legalny i oprócz kawy jest jednym z głównych produktów eksportowych (przede wszystkim do Dżibuti i Somalii). Żuję całą drogę ale niczego nadzwyczajnego nie odczuwam - lipa w porównaniu z liśćmi koki. Dwa razy łapiemy gumę. Podróż ciągnie się niemiłosiernie, ale widoki przegenialne. Zabieramy kolejnych tubylców i rozwozimy ich po wioskach aż w końcu dojeżdżamy do Megab.


Tam wraz z przewodnikiem ruszamy w 4-kilometrowy spacer pod kilkusetmetrową górę, przypominającą tę z Monument Valley w USA. Wspinaczka pod górkę. Stajemy przed pionową skałą. Przewodnik wskazuje mi wyżłobione, ledwo widoczne uchwyty na stopy i dłonie. No to ładnie. Początek jest zdecydowanie trudny, bo niełatwo znaleźć odpowiedni uchwyt. Sto metrów do góry. W końcu udaje mi się dowlec do kościoła, który został umiejscowiony w niewielkiej jaskini. Świat tonie w pomarańczach i czerwieniach. Słońce odbija się od skał. Widok genialny, ale trzeba już wracać, by zdążyć przed zmrokiem.


Kierowca busa nie grzeszy umiejętnościami. Trzy razy zakopuje się w piachu. Gdy nadchodzi zmrok dostaje małpiego rozumu. Chce jak najszybciej dojechać do Wukro. Boi się widocznie jeździć w ciemnościach. Upewniam się, że ma światła. Ma - ale opony są zupełnie łyse. Na jednej z serpentyn nie wyrabia i bokiem zaczynamy się zsuwać w kierunku przepaści. Zatrzymujemy się pół metra od krawędzi. Jakimś cudem w końcu dojeżdżamy do Wukru. Wypijam piwo i idę spać totalnie wyczerpany...




Podziel się tym co czytasz:

Blip Flaker Twitter Facebook Nasza klasa


< Powrót do listy historii

24 kwietnia 2024
Imieniny obchodzą:
Aleksy, Horacy, Horacja, Grzegorz, Aleksander, Fidelis, Bona, Jerzy

Dzisiejsze wydarzenia

Brak informacji

Punkt informacji
Panorama Ziemi Kłodzkiej